Artykuł sponsorowany
Muszę się do czegoś przyznać: nie sądziłem, że hybryda może być aż tak… logiczna. A potem wsiadłem do nowego Hyundaia TUCSON Hybrid i przepadłem. To nie jest auto, które krzyczy „patrz, jestem sportowy!” – to auto, które mówi: „zrobimy to dobrze, cicho i w świetnym stylu”.
Napęd: hybryda z krwi i kości (i prądu)
Pod maską znajdziesz 1.6 T-GDi (turbo benzyna) wspomaganą silnikiem elektrycznym. Łączna moc to 230 KM i 350 Nm momentu. Sprint do setki zajmuje ok. 8 sekund, a spalanie? W mieście kręciło się wokół 5,3 l/100 km – i to bez specjalnego eko-jeżdżenia. Układ hybrydowy płynnie przełącza się między silnikiem spalinowym a elektrycznym – do tego stopnia, że czasem trzeba zerknąć na zegary, by się zorientować, czy silnik w ogóle działa.
Wnętrze: więcej niż się spodziewasz
Pierwsza myśl po otwarciu drzwi? „Hyundai naprawdę poszedł w górę.” Kokpit TUCSON-a wygląda bardziej jak w aucie klasy premium: dwa 10,25-calowe wyświetlacze, ambilight, klimatyzacja z dotykowym panelem i wykończenie, które miło zaskakuje. Tylna kanapa? Wygodna i przestronna – idealna dla dzieci, dorosłych i psa, który postanowił przejąć tył po 5 minutach jazdy.
Jak się prowadzi?
TUCSON to auto, które czyta w myślach. Serio – dzięki systemowi Hyundai SmartSense, auto samo hamuje, przyspiesza, utrzymuje pas i nawet wie, kiedy masz ochotę na zmianę pasa. Zawieszenie? Idealnie zbalansowane – nie buja jak łódka, ale wybiera nierówności z klasą. Do tego opcjonalny napęd 4×4 pozwala spokojnie zjechać z asfaltu.
Podsumowanie
TUCSON Hybrid to jak Twój najlepszy przyjaciel – ogarnięty, niezawodny i nie pali głupot (ani paliwa). Idealny na codzienne trasy, rodzinne wypady i wszystkie te momenty, kiedy po prostu chcesz… żeby auto myślało za Ciebie.
Partner testu: Hyundai DEX-POL, Lubin
Hyundai dolnośląskie, Hyundai Dolny Śląsk
Artykuł sponsorowany
Komentarze